nr 15 kwiecien´ 2001 |
Polityczna
niepoprawność
Czarne bożyszcza stadionów Anatol Arciuch W USA, gdzie wszelkie różnice rasowe są tematem zakazanym, książka Johna Entine'a Tabu: dlaczego czarni atleci dominują w sporcie i dlaczego boimy się o tym mówić (Taboo: Why Black Athletes Dominate Sports and Why We Are Afraid to Talk About It) stała się prawdziwą bombą Dla
nikogo nie jest tajemnicą, że Murzyni zdominowali wiele dziedzin sportu.
W najbardziej klasycznej z nich - biegach - ciemnoskórzy zawodnicy
mają wszystkie niemal rekordy świata. To samo dotyczy najcięższych,
"królewskich" wag w boksie. W zawodowej koszykówce - sporcie,
zdaniem specjalistów, wymagającym największej sprawności ogólnej i
ruchowej - zawodnicy o innym niż czarny kolorze skóry należą do rzadkości.
Podobnie jest w kolejnej dyscyplinie wymagającej połączenia siły z
szybkością i zwinnością - futbolu amerykańskim. "Białe"
dyscypliny - jak golf czy tenis - ostawały się długo takimi nie dlatego,
że Murzyni nie mieli do nich predyspozycji, lecz po prostu szczególnie
się nimi nie interesowali. Jednak nawet ci nieliczni, którzy je uprawiali,
zachodzili bardzo daleko. Współcześnie wystarczy wymienić tenisowe
siostry Williams czy bezkonkurencyjnego golfistę Tigera Woodsa. W
obu wypadkach wyraźnie górują oni nad białymi rywalami siłą i sprawnością.
Nie
tylko środowisko Ta
dominacja jest tak oczywista, pisze w swej książce Jon Entine, że
aż dziw bierze, dlaczego się o niej głośno nie mówi. I sam sobie odpowiada:
dzieje się tak dlatego, że nieuchronnie pociąga to za sobą następne
pytanie, bardzo kłopotliwe w kraju niesłychanie uczulonym na wszelkie
kwestie rasowe: dlaczego tak się dzieje? Ci,
którzy odważą się odpowiedzieć, wyjaśniają to z reguły zgodnie z kanonami
poprawności politycznej. Nie w kategoriach biologicznych, lecz społecznych.
Według nich, obecna dominacja Murzynów w sporcie jest bezpośrednim
następstwem rasizmu i dyskryminacji. Sport był - i nadal dla wielu
pozostaje - najpewniejszym i niemal jedynym sposobem wydobycia się
z getta. Są więc bardzo silnie zmotywowani, a jednocześnie każdy,
kto ma warunki fizyczne lub talent do uprawiania sportu, robi wszystko,
żeby wykorzystać tę szansę, w przeciwieństwie do być może wcale nie
mniej utalentowanych czy sprawnych białych, którzy jednak mają znacznie
większe możliwości awansu w innych dziedzinach i na ogół kończą ze
sportem na szczeblu uniwersyteckim. Oczywiście,
jest w tym sporo prawdy, bo czynniki socjokulturowe odgrywają znaczną
rolę i absurdem byłoby twierdzić na przykład, że rosyjscy Żydzi czy
Azjaci są genetycznie predysponowani do tego, aby być wybitnymi pianistami
czy skrzypkami. Niemniej jednak w przeciwieństwie do wykonania etiud
Chopina, osiągnięcia sportowe najczęściej są wymierne. I w miarę jak
równolegle z dominacją Murzynów w sporcie pogłębia się nasza wiedza
w dziedzinie genetyki, antropologii i fizjologii, tłumaczenie wszystkiego
czynnikami socjokulturowymi staje się coraz mniej wiarygodne. Entine
odważył się więc na rzecz w Stanach Zjednoczonych niemal nie do pomyślenia.
W swej książce przedstawił podbudowaną wieloma przekonującymi argumentami
tezę o naturalnej, wrodzonej przewadze Murzynów nad innymi rasami,
jeśli chodzi o predyspozycje do większości sportów. Według
autora, wynika to w znacznej mierze z ich cech fizjologicznych, uwarunkowanych
genetycznie. Mieszkańców Afryki zachodniej (z której wywodzi się większość
dzisiejszej czarnej ludności USA) cechuje siła, szybkość i skoczność.
Mieszkańców Afryki wschodniej oraz północnej - wytrzymałość. Murzyni
wywodzący się z zachodniej części Czarnego Lądu są zdobywcami wszystkich
niemal rekordów świata na krótkich dystansach oraz w skoku w dal.
Do Murzynów z jednego tylko kraju Afryki Wschodniej - Kenii, a w dodatku
na ogół z jednego tylko jej regionu, należy jedna trzecia rekordów
na średnich i długich dystansach. Aby uniknąć nieporozumień, Entine zastrzega, że rozumuje w kategoriach grup etnicznych, a nie jednostek. Nie każdy Murzyn musi mieć predyspozycje sportowe, ale statystycznie istnieje większe prawdopodobieństwo znalezienia wśród jego pobratymców talentów sportowych, a także że ci wybrańcy będą szybciej biegać i dalej skakać niż przedstawiciele innych ras. Predyspozycje nie są też automatycznie gwarancją sukcesu. Czarni sportowcy, chcąc go osiągnąć, muszą pracować równie ciężko, jak inni. Ale mają warunki, aby ta praca przyniosła lepsze rezultaty. Sukcesy sportowe Murzynów - jak pisze autor - są rezultatem "unikatowego połączenia uwarunkowań genetycznych i społecznych". Dlaczego
są silniejsi Aby
uzasadnić swą teorię, Entine ucieka się do argumentów dwojakiego rodzaju:
powołuje się na osiągnięcia sportowe czarnych, oczywiste, ale mało
przekonujące z naukowego punktu widzenia, oraz na wyniki badań antropologów,
fizjologów i genetyków, kwestionowane - co prawda - przez strażników
poprawności politycznej, ale coraz powszechniej akceptowane przez
fachowców. Dlaczego
więc Murzyni jako zbiorowość są lepsi w sporcie niż biali czy Azjaci?
Odpowiedź jest zapisana w ich genach. "Wyniki wielu badań - pisze
Entine - wskazują, że wielcy czarni atleci mają korzystniejszy od
innych fenotyp: specyficzny kościec, umięśnienie i przemianę materii,
jak również inne, mniej istotne, ale odrębne cechy genetyczne, będące
rezultatem wielu tysięcy lat ewolucji. Istnieje więc pewna genetyczna
specyfika, zapewniająca naturalną przewagę w określonych dyscyplinach
sportu". Co
to za genetyczna przewaga? "Murzyni cechują się z reguły cieńszą
niż u białych podskórną tkanką tłuszczową na kończynach dolnych i
górnych, a za to większą w stosunku do wagi ciała i bardziej rozbudowaną
masą mięśniową, szerszymi ramionami, mniejszą jamą klatki piersiowej
i wyżej umieszczonym środkiem ciężkości, szybszym odruchem kolanowym,
większymi w proporcji do wzrostu dłońmi (co jest bardzo przydatne
w koszykówce) i stopami, wyższym poziomem testeronu, co ma działanie
anaboliczne (zapewnia przy tym samym natężeniu ćwiczeń większy niż
u przedstawicieli innych ras przyrost masy mięśniowej, intensywniejsze
spalanie tłuszczów, a także - zdolność do większego momentalnego wysiłku),
wreszcie - wyższy procent mięśni prążkowanych oraz enzymów".
Ponieważ
genetyka wciąż jeszcze znajduje się w powijakach, jeśli chodzi o badania
na naprawdę wielką skalę, na razie nie można jeszcze powiedzieć, czy
te cechy - znajdowane w fenotypie wybitnych czarnych sportowców -
są zapisane w genach ludności afrykańskiej. Jednak zapytywani przez
autora specjaliści twierdzą, że potwierdzenie tych przypuszczeń to
tylko kwestia czasu. Rasista?
Krytycy
teorii Entine'a z pozycji poprawności politycznej wytoczyli przeciw
niemu najcięższą armatę: jego twierdzenia pozbawione są wszelkich
podstaw, ponieważ pojęcie rasy nie ma uzasadnienia, lecz jest potoczne
bądź ideologiczne. W dodatku o groźnym społecznie zabarwieniu. Autor
książki nie daje się jednak zastraszyć. Według niego: "Ograniczenie
posługiwania się w retoryce słowem rasa, co jest ze wszechmiar godne
pochwały, nie spowoduje zniknięcia różnic biologicznych, na jakich
się ono zasadza". I chociaż sam też uważa, że określenie rasa
jest niejasne i niesie ze sobą różne mity i uprzedzenia, to niezależnie,
jak owo zjawisko nazwiemy, pozostaje faktem, że różne populacje ludzkie
z najróżniejszych - i nie do końca jeszcze rozpoznanych - przyczyn
(separacja geograficzna, warunki życia, selekcja naturalna, katastrofy
ekologiczne) różnią się specyficznymi cechami dziedzicznymi. Krótko
mówiąc, Nigeryjczyk różni się od Szweda, co widzi każdy - bez specjalnych
badań. Czy
jednak - niezależnie od innego koloru skóry - występują jakieś znaczące
różnice genetyczne między członkami różnych grup ludzkich? Przeciwnicy
takiego poglądu - jak Stephen Jay Gould czy Richard Lewontin - zapewniają,
że te różnice nie mają najmniejszego znaczenia w porównaniu z cechami
wspólnymi całemu gatunkowi ludzkiemu. Różnice międzyrasowe są tak
minimalne - twierdzi Lewontin - że na płaszczyźnie genetyki można
je spokojnie pominąć. Nawet kolor skóry jest całkiem drugorzędną cechą
osobniczą, podobnie jak odcisk palców, i o niczym nie świadczy. Na
poparcie swej tezy Lewontin przytacza przykład Lembów, czarnego plemienia
afrykańskiego z rodziny Bantu, którzy genetycznie są bardzo zbliżeni
do sefardyjskich Żydów. Podobnie uważa Gould, który podkreśla, że
różnice międzyrasowe są często mniejsze niż w obrębie jednej i tej
samej rasy. To
prawda - przyznaje Entine - że, jak wynika z najnowszych badań, wszyscy
ludzie mają w 99,99 procentach ten sam genotyp. Ale Lewontin, który
stawia sobie cel nie naukowy, lecz ideologiczny: przekonać, że "jesteśmy
jedną rodziną ludzką", przemilcza fakt, iż "procent odmiennych
genów ma dużo mniejsze znaczenie niż ich charakter". Zresztą
- dodaje - przecież procentowo genotyp człowieka bardzo mało różni
się od genotypu świni, a nawet ryżu, a nikt o zdrowych zmysłach nie
zaprzeczy, że ten minimalny ułamek odmiennych genów przesądza o odmienności
tych gatunków. Tak zwane geny regulatywne, stanowiące tylko ułamek całego genotypu, mają bowiem "kolosalny wpływ na wszystkie aspekty naszego człowieczeństwa". Ofensywa
poprawnych Jak
widać, trudno jest przypisać Entine'owi jakieś podejrzane intencje.
Mimo to jego książka wywołała skandal w niektórych kręgach liberalnej
(czyli w amerykańskim tego słowa rozumieniu - lewicowej) inteligencji.
"Obsesja rzekomej naturalnej przewagi czarnych atletów jest manewrem
zmierzającym do poniżenia nas wszystkich poprzez zasugerowanie, że
jesteśmy na niższym szczeblu rozwoju, bliżej człowieka pierwotnego"
- oburzał się czarny pisarz amerykański Ralph Wiley. William Rhoden,
szef działu sportowego lewicowego dziennika The New York Times - biblii
poprawności politycznej, uderzył w jeszcze ostrzejszy ton: "To
mieszanka obsesji i głupoty", "Obłęd, który może tylko stanowić
pożywkę dla rasizmu". Bob Herbert, komentator tej samej gazety,
uznał, że to, co napisał Entine, to nic innego, jak "owinięta
w bawełnę obelga: ?Ty Negrze?". Entine
niewiele sobie jednak robi z tych głosów, chociaż uważa je za zrozumiałe.
Jego zdaniem, wyzwiska niczego nie zmienią, skoro naukowcy są na ogół
zgodni, że jest prawdą to, co napisał. Podobnie jak niczego nie zmieni
chowanie głowy w piasek i przemilczanie wyników badań, jak to robią
niektórzy orędownicy poprawności politycznej. Niemniej problem pozostaje.
Czy każdy, kto na podstawie badań naukowych stwierdzi, że Murzyni
jako populacja są genetycznie bardziej przystosowani do osiągania
sukcesów sportowych, i każdy, kto przyjmie taką opinię za dobrą monetę,
jest rasistą? Czy, przeciwnie, świadczy to o uczciwości naukowej i
intelektualnej, nie mającej nic wspólnego z rasizmem, ale i nie pozwalającej
się szantażować przez samozwańczych cenzorów? Czy
braterstwo międzyludzkie zostanie zagrożone, jeśli okaże się, że jedni
ludzie są bardziej predestynowani do tego, aby szybko biegać i daleko
skakać, od innych? Według postępowców ze starej szkoły oświeconego
humanizmu, wspartych przez zwolenników poprawności politycznej i postmodernistycznych
adeptów New Age, każdy, kto uważa - a co gorsza, publicznie głosi
- że istnieją naturalne różnice między poszczególnymi populacjami,
jest rasistą bądź reakcjonistą. Według Entine'a - i coraz większej
liczby genetyków, zajmujących się tą "pachnącą siarką" problematyką
- to, że niektóre argumenty naukowe były lub mogą zostać wykorzystane
przez rasistów, nie oznacza, iż należy się z nich wycofać i omijać
lub negować fakty. Niestety, kiedy naukowym argumentom i faktom przeciwstawia się ideologię i anatemy, trudno znaleźć płaszczyznę rzeczowej dyskusji, a tym bardziej - porozumienia. Nie tylko w Ameryce. |